"Hoc est enim Corpus meum"
Setki tysięcy kapłanów sprawuje codziennie Mszę świętą. I niemal tyle samo z nich nie stosuje prostego, ale jakże pięknego i ważnego gestu. Tym gestem są złączone przez kapłana palce: kciuk i wskazujący, od chwili przeistoczenia chleba w Ciało Chrystusa, aż do momentu ablucji, czyli obmycia palców wodą... Tak byli uczeni we współczesnych seminariach, gdzie z politowaniem mówiono im, że robią tak tylko starsi dziadkowie - księża emeryci wychowani w dawnych czasach, kiedy tysiące reguł i zasad ograniczały wolność kapłana...
Wielu z kapłanów na bardzo nielicznych swoich kolegów, którzy uparcie palce łączą - wbrew zaleceniom i pouczeniom swych profesorów - patrzą z pobłażliwą litością, lub wprost z szyderczym uśmieszkiem. Łatwiej by wybaczyli klaskanie i grę na banjo, "liturgiczne" węże przez środek głównej nawy, wzięte wprost z imprez weselnych, niż płynący z pobożności, prosty gest. Takie czasy, taka wiara... a może jej brak?
Niby wiemy, że to Ciało i Krew Chrystusa, że w każdej najmniejszej cząstce i kropli jest obecny On sam, cała Jego Boska Osoba. Dlaczego więc z taką łatwością pozwalamy sobie na beztroskę wobec naszego Boga?
Z własnego doświadczenia wiem, że partykuły Ciała Pańskiego mogą przykleić się do opuszek palców, a ich strącenie do kielicha nie zawsze jest w pełni skuteczne..., kiedy więc rozłożę ręce na kolejne modlitwy, mój Bóg może upaść na ziemię... Po za tym przecież dotykam samego Stwórcy i Zbawiciela, moje palce stają się "pobrudzone" świętością, więc jak mogę nimi dotknąć czegokolwiek innego, dopóki ich nie obmyję czystą wodą? Czy nie warto wziąć przykład z Żydów, którzy czytając w synagodze Torę posługują się specjalnym wskaźnikiem - "jad", by to, co święte nie zostało sprofanowane ludzką ręką? Zachwycamy się tą wrażliwością na świętość Tory, i chciało by się powiedzieć, parafrazując Biblię: oto tu jest coś więcej niż Tora...
Ci, którzy palce łączą, z uporem maniak przypominają sobie i innym, że Chrystus jest obecny w tym maleńkim kawałku Chleba, że Bóg jest całą swą istotą obecny w każdej cząsteczce, okruszku, ułomku i drżą przed Nim, bojąc się, że Go nie uszanują, sprofanują, zbezczeszczą..., że pozwolą by upadł na posadzkę, by był podeptany z ich winy. Nie słyszą ludzkiego głosu twierdzącego, że dzisiaj tak nie wolno, że Sobór zakazał, że mszał nie pozwala - zresztą głosu nieprawdziwego, bo nikt nie zakazał i nikt nie zabronił. Głusi na upomnienia ciągle w sercu powtarzają, że "bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi", że robią to dla Niego i z miłości ku Niemu, nie dla chwały czy wyróżniania się. Nie jest to tylko gest ich prywatnej pobożności, lecz kontynuacja tego, co czynił przez wieki Kościół w trosce o Najświętszą Eucharystię...
Od trzech lat jestem kapłanem. Od trzech lat odprawiając każdą Mszę, czy to w formie zwyczajnej czy też nadzwyczajnej, trzymam złączone razem kciuk i palec wskazujący zaczynając od momentu konsekracji aż do ablucji. Z tego zwyczaju nie mam zamiaru zrezygnować, bo skoro zachowuję go w odniesieniu do Ciała Pańskiego podczas "tridentiny" to dlaczego podczas "nowej Mszy" miałbym czynić inaczej? Nie potępiam tych, którzy tak nie robią, może kiedyś sami do tego dojdą, ale też proszę nie zmuszajcie mnie bym zaprzestał tego zwyczaju. To jest mój pektorał - sprawa bliska mojemu sercu. To jest mój biret - rzecz oparta o wiedzę i rozum. I przy tym będę stał.